Powoli zdaje sobie sprawę z bolesnej prawdy...nie ma Was tu ze mną...i niezależnie jak długo będę umartwiał opuszki palców na tej karzełkowatej klawiaturze, nie sprawię żeby było inaczej.
Muszę się pogodzić z faktem, że nie wszystko jestem w stanie Wam przekazać.
Nie opowiem Wam już pewnie o przemytniczym autobusie z podejrzanie otyłymi babuszkami, radośnie podrygującymi w takt ludowych przyśpiewek, puszczanych z głośników przez szalonego kierowce.
Ani o niebywałym zjawisku na granicy ukraińsko rumuńskiej, gdzie za sprawą 5$ mapa polityczna europy przybrała naturę gumiastą (zupełnie jak czas z mojego świata), przesuwając Mołdawię z Mamałygą o 150km na zachód... Umożliwiając mi tym samym wjazd do ojczyzny Drakuli.
Ani o pierwszym poznanym Irańczyku, który mimo krótkiej znajomości stał się moim przyjacielem, pierwszym żywicielem, drogowskazem i nadzieją na lepsze jutro.
Nie będę Wam nawet próbował opowiedzieć o namiastce Iranu którą dzisiaj poznałem, bo są rzeczy, których trzeba dotknąć, zobaczyć, usłyszeć, powąchać, spróbować, polizać i żaden opis nie odtworzy ich klimatu.
Może jeszcze kiedyś podejmę to wyzwanie, kiedy będę więcej wiedział, więcej rozumiał więcej sypiał i więcej zobaczę. Może w oazie spokoju Dharamsala. Gdzie będę miał więcej czasu...i mniej ‘CzokoMolo’ na plecach.
Tymczasem przesyłam wam kilka obrazów z mojej rzeczywistości.
Ostatni rzut oka na apartament w Istambule:
Współtowarzyszka podróży.
Granica turecko irańska.
I pierwszy obrazek Iranu widzianego z granicy.
Pierwszy prawdziwie irański posiłek.
I sponsorzy powyższego: Reza oraz jego szwagier Madzid
Tasha Khor My Friend.
Tyle luksusu za jedyne 4$ :
Mieszczę się z nogami w obrysie pokoju ;)
Widna, nowocześnie wyposażona kuchnia
Przestronny prysznic.
I kilka spyphotos ze slumsów Teheranu:
Kto kogo dłużej przetrzyma
- ja jego w żołądku, czy on mnie nad 'dziurą' w posadzce łazienki.
......;)
Mój piekarz.
Mam nadzieję że jeszcze się usłyszymy w najbliższych dniach, zanim zniknę na orbicie po ciemnej stronie księżyca – internet staje się powoli luksusem, a sieć telefoniczna działa wedle własnego widzimisię. Może uda mi się jeszcze przybliżyć Wam moje wachania i ostateczną decyzję w kwestii Pakistanu.
Ale czas działa od wczoraj na moją niekorzyść – mam jeszcze 5 dni na zniknięcie z Iranu i bardzo mały margines na błędne decyzje.
Tak czy inaczej – dziękuje za wszystkie słowa otuchy i świadomość, że jesteście i jest Was tak wiele. Wierzcie we mnie dalej i wierzcie w moje decyzje, bo wszystkie podejmuje autonomicznie i z pełną świadomością.
Salam moi Przyjaciele… do usłyszenia niebawem.
Notka edytorska - 28.II :
Wbrew temu co jest napisane powyżej, nie dostaliście tej informacji z Hotelu Mashad w Teheranie, ponieważ finalnie z dotychczas nie wyjaśnionych przyczyn nie udało mi się zalogować na stronę własnego bloga. Ale nawet pomijając tą małą przeszkodę, to internet był tam tak wolny, że musiałbym chyba przekroczyć czas na jaki mam wydaną wizę, żeby przepchnąć w świat swoje bazgroły.
Tak więc będąc precyzyjnym, przyznam, że dostaliście tę porcje wiadomości z Isfahanu, w którym spędzamy dwa dni. Jednak zamieszczam powyższy tekst w formie jaka powstała na moim laptopku w Teheranie.
Wiem, że to wszystko zagmatwane, ale nie jest łatwo utrzymać formę zorganizowanego dziennika. I sam nie wiem czy powinienem Wam opisywać chronologicznie kolejne dni, czy moje wrażenia i przemyślenia, co niesie ze sobą pewien chaos. Ale na razie jest jak jest i musi wystarczyć, bo naprawdę staje czasem na głowie, żeby w ogóle zachować jako taką ciągłość w dostawie informacji. Poza tym nie piszę przewodnika – right? ;)
Także tyle na teraz – jak starczy mi siłek, to naskrobie coś w nocy o dwóch ostatnich dniach. A jak nie to przynajmniej postaram się rano zaprezentować kilka fotek.
A i jeszcze nie przywiązujcie się za bardzo do moich humorów – jakoś tak melancholijnie mógł zabrzmieć ostatni post...ale to odzwierciedla moje poczucie w danej chwili... a nie całościowe nastawienie.
Buziaki z kurzem irańskich ulic na ustach.
Co Wam powiem, to Wam powiem, ale Wam powiem....ciepło ;)
a u nas znów pozamarzało.. a pem ci chopie, że ta buła, co ją tam rozważasz to zajebiście smacznie jak dla mnie wygląda, ja to bym opierdolił bez dwóch zdań. weź zwieź kilka do Polony :D
OdpowiedzUsuńA, właśnie, odnosząc się do zdjęcia nr 4 - nie wiedziałem, że w Iranie mają swoje małe Stonehenge ;)
ps. napisz co to były za ziomki? te Iraki? poznane? w busie?
Śnieg topnieje... ;) ściskam mocno i zglaszam oficjalną prośbę o jakieś info na temat Twojego zdrowia... zaniepokoiło mnie rozważanie nad "bułą"
OdpowiedzUsuńps. Zyskałes sobie duża publikę bliskich Ci ludzi, wiec z pomocą noża, czy tubylczych przyjaciół musisz nam regularnie dostarczać kolejną dawkę "notatek"