Szybka decyzja, której okoliczności zatarły się już w niepamięci. Czekamy w dworcowym barze, których tysiące można znaleźć na każdym z setek zakurzonych, obsikanych dworców. Różnią się jedynie poziomem obrzydliwości serwowanej cieczy, szumnie zwanej ‘kawą’. Eksperymentując, zamawiam enigmatyczny ‘bulion’ i czekamy do 10.15 na autobus do Czerniewic. Najwyraźniej bulion przed pojawieniem się na okupowanym przez nas stoliku, jeszcze w formie sypkiej, stał na półce obok kawy i jest równie paskudny, niezdarnie balansując na granicy jadalności.
O 20.00 docieramy do Czerniewic. Jest trochę ciemniej, trochę zimniej, jakoś nieprzyjemniej.
Plan – dostać się czymkolwiek do Suczawy. Ale dzisiaj z tego dworca nie odjedzie już żaden autobus. Wszystko pozamykane a poskładane literki cyrylicy z rozkładu jazdy nie bardzo chcą być czymś brzmiącym jak Cuyeba.
Wybieramy wyraz wydający się najbardziej blisko znacznym i zapisując w pamięci godziny odjazdu w dniu następnym, wyruszamy na poszukiwania dworca kolejowego
(jak był ‘dworzec’ po rosyjsku ?!……na pewno to kiedyś wiedziałem). Po silnie onomatopejizowanej rozmowie z kierowcą taksówki, decydujemy się na spacer w kierunku centrum i domniemanego dworca.
Po pół godzinie niepewności, potęgowanej zdecydowanie za ciężkimi plecakami , naszym oczom ukazał się On : Radość i satysfakcja.
Od pani w okienku dowiadujemy się, że kasa międzynarodowa znajduje się w okienku nr.2 i będzie otwarta o 06.00 rano a ona jako rezydentka okienka nr.4, nie ma zielonego pojęcia o rozkładzie jazdy pociągów innych niż lokalnych.
Pozostaje nam tylko znalezienie noclegu. Światełkiem w tunelu jawi się czarny jak czekolada gorzka , obywatel najpewniej któregoś z krajów afrykańskich, który w rozmowie z rzeczoną panią z okienka prezentuje zaskakująco wysoki poziom znajomości tutejszego języka.. Po nawiązaniu kontaktu, okazuje się że ‘koleszka’ mieszka na Ukrainie od 3 lat i co dla nas istotniejsze, chętnie pokaże nam tani hotel, do którego można dostać się taksówka a jako, że On mieszka niedaleko owego miejsca, to możemy zabrać się z nim….na jego koszt (jest to o tyle ważne, że nie zaopatrzyliśmy się jeszcze w lokalną walutę). Po pierwszej fascynacji tym pomysłem, odezwał się w nas duch twardych podróżników i ośmieleni całkiem przytulnym klimatem dworca, decydujemy się przekoczować noc (jedyne 9 godzin) pod jego dachem. Serdecznie dziękujemy, żegnamy się z ‘Piętaszkiem’ i kierujemy swoje kroki ku poczekalni.
Czysto, wygodne siedzenia, względnie ciepło (nad ranem musieliśmy niestety zweryfikować ten pogląd), LCD-ki na ścianach i podejrzliwie spoglądająca ochrona, przemierzająca co kilkanaście minut salę, dająca poczucie względnego bezpieczeństwa.
Our room mates:
Chichoczące babuszki zajadające się chipsami,
Ukraiński Kozak, tylko z pozoru wyglądjący na poczciwego staruszka,
I 'wariatka', co jakiś czas grrroźnie pokrzykująca na wszystko i wszystkich.
Do nas wyjątkowo się nie odzywała.Chyba z pierwotnego strachu przed nowym i nieznanym. Tylko ukradkiem podejrzliwie, symulując spanie, co jakiś czas... przyglądała się...
Nocna toaleta.
Ouch...oooo...eeee....nieeee...
Shiiieeeeet. Panika, ucieczka...
Ale dalej bedzie już tylko gorzej.
Jak mawia Ryba ;) - "Twardym trza być, nie miętkim".
Potraficie sobie wyobrazić, jak trudno jest się "wyluzować" jednocześnie spinając wszystkie mięśnie poniżej pasa....?
No więc mi było jeszcze trudniej.
Testując wszelkie możliwe kąty zawarte pomiędzy udami a łydkami, dla znalezienia najlepszej konfiguracji, drżąc mięśniami ze zmęczenia, pocąc się, starając nie zachaczyć o klauftrofobicznie blisko umieszczone ścianki noszące ślady brązowych "hieroglifów", z lokciami przewieszonymi przez krawędź drzwiczek i oczami przypominającymi oczy Louisa Armstronga grającego życiową solówkę... słyszę kroki. "Babcia" klozetowa, jakby nigdy nic, wchodzi, staje na przeciwko i bez jakiegokolwiek skrępowania, na wzór starych, znajomych, przekupek z kleparza, zaczyna trajkotać. Chyba przez napór ciśnienia wewnętrznego na błonę bębenkową, niewiele słysze i jeszcze mniej rozumiem.
....Spazmatycznie kiwając i kręcąc głowa, udaje mi się Ją spławić i dokończyć "dzieła".
Ufff...
Zupełnie nie wiem na co narzekasz, jak ja byłam na Ukrainie w tym samym (merytorycznie)obiekcie - nie było nawet drzwi ;] a pani klozetowa na nasze próby zamykania głównych drzwi wejściowych celem skorzystania z...odrobiny prywatności reagowała świętym oburzeniem krzycząc coś co jak mi się wydaje w wolnym tłumaczeniu mogło brzmieć: w d... im się poprzewracało! Jakże adekwatnie :)
OdpowiedzUsuńPisz więcej - jesteś oknem na świat takich lamerów co to już tylko czytają o dalekich podróżach a kebab utożsamiają z żarciem dla pijanych angoli o 4 rano...
Stary, ona po prostu chciała ci powiedzieć, że robisz zrzut do pisuaru, kible na dwójkę są drzwi obok :D
OdpowiedzUsuń