Dwa dni w mglistym Darjeeling (17-18.04).
Spędziłem je w sympatycznym towarzystwie szalonej francuzki,
którą poznałem w Varanasi, gdzie wstępnie umówiliśmy
się na ponowne spotkanie w ojczyźnie 25% herbaty
'produkowanej' w Indiach.
Jennifer jest właśnie na finiszu swojej ponad rocznej podróży
dookoła Świata i mimo, że spędziliśmy ze sobą tylko kilka dni,
to bez wachania mogę nazwać ją moją przyjaciółką.
To po części dzięki rozmowie z Nią, zdecydowałem się na powrót
na trzy dni do Calcutty.
Z wiarą w ponowne spotkanie, pożegnaliśmy się na rozdrożu
naszych ścieżek - Jej wiodła do Nepalu i trzy tygodniowego treku
wokół Annapurny a moja z powrotem do stolicy zachodniego Bengalu.
04.45.... czekając na wschód Słońca.
I kolejny raz się udało.
"Tam i z powrotem"24.04 wróciłem w góry...
Chyba w końcu dojrzałem do nazwania się podróżnikiem i nie ma to
żadnego związku z ilością kilometrów, które przemierzysz.
Czasem możesz nie ruszając się z miejsca, wciąż podróżować.
To pewien stan ducha i spojrzenia na otaczającą rzeczywistość...
A rewizyta w Kolkacie nauczyła mnie inaczej patrzeć.
Możesz przebyć tysiące kilometrów i nigdzie nie dotrzeć.
A wracając do domu, okazuje się, że jedyne co zyskałeś,
to kilka fotografii, które z czasem blakną i tracą znaczenie...
Ale czasem wystarczy kilka chwil, kiedy bedziesz mieć szczęście
znaleźć się wśród właściwych osób, we właściwym czasie i miejscu
i nic już nie będzie takie samo... mam nadzieję że nie zatracę
tego sposobu patrzenia na życie, świat i ludzi, kiedy wrócę
do 'prawdziwego' życia.
I oto jestem....
Gdzieś pomiędzy Nepalem, Buthanem a Tybetem.
Chwila relaksu i zebrania myśli na hotelowym dachu.
Śniadanie w stylu kontynentalnym.
Zaopatrzenie w prowiant na drogę.
I 'momo' na poprawkę po 'śniadaniu kontynentalnym',
podawane na bardzo rozpowszechnionych w Indiach
talerzykach ze sprasowanych liści.
Szybki pit stop - w promieniu 150km nie ma żadnej stacji benzynowej.
I opuszczam betonową scenerię Gangtok-u (stolicy Sikkim-u).
Następne kilka dni upłyną mi na kręceniu kołami po krętych,
wietrznych, himalajskich traktach.
A trawa jest taka zielona...
Dwóch szalonych włochów spotkanych gdzieś w Himalajach.
Pierwsze słowa jakie usłyszałem od jednego z nich po tym
jak zatrzymaliśmy się na wymianę uprzejmości-
"Eeee... Why don't we roll a joint?" ;)
Zauważyliście jak wiele osób, spotkanych po drodze, mianuje
szalonymi ? Wydawać by się mogło, że Indie to jeden, wielki
dom wariatów....i w pewnym sensie tak właśnie jest.
Pełen 'szalonych' ludzi, którzy odważyli się porzucić utartą ścieżkę
i żyją swoimi marzeniami...
I oto jestem 28.04.09. Siedzę w tej przytulnej restauracji, przekazując
Wam obrazy z ostatnich czterech dni spędzonych na sprawiających
niewiarygodną frajdę z jazdy, krętych szlakach.
Jutro razem z Royalem zjeżdżamy z gór i podejmujemy
misję naznaczoną wysokim ryzykiem usmażenia się żywcem,
kierując swoje...opony na wybrzeże Zatoki Bengalskiej.
See You there...