czwartek, 9 kwietnia 2009

09.04.2009 22.30 ('mojego' czasu)

Miałem być już w drodze a ciągle siedzę na tarasie
Vishnu Rest House w Varanasi. Tak to jest, że jak posiedzisz
w jakimś miejscu dłużej, zaczynasz się zadomawiać,
czujesz się pewniej, poznajesz nowych ludzi, którzy
dzielą się z tobą swoimi doświadczeniami i poddają
ci nowe pomysły, co warto jeszcze zobaczyć i jakie
miejsca w okolicy odwiedzić.

...Miało być Darjeling...
Patrząc jak księżyc zbliża się do pełni, zdałem sobie sprawę,
że to już Wielki Tydzień i troszkę smutku i tęsknoty
zamieszkało w mojej głowie... dlatego skontaktowałem się
z polskimi koleżankami, poznanymi w Amritsarze
i w imię Świąt w 'rodzinnej' atmosferze, postanowiłem
dodać kilkaset 'nadprogramowych' kilometrów do przebiegu
mojego niestrudzonego rumaka ;) i przemodelować grafik,
przekładając zielone zbocza Darjeling na późniejszą datę.
... a będzie Kalkutta.

Tymczasem, przesyłam Wam kilka zpikselizowanych opisów
miejsca gdzie spędziłem ostatnie pięć dni.
Stety, niestety, nie pokuszę się o opis słowny,
bo jest to naprawdę wyjątkowe miasto i musiałbym
spędzić dużo czasu oraz wznieść się na wyżyny swojej
erudycji, żeby w pełni oddać jego klimat, co byłoby o tyle
niebezpieczne, że mogłoby w tym upale (powyżej 40 st,)
skutkować ścięciem się białka w mojej istocie szarej.
Więc nie podejmując ryzyka, podążając za maksymą-
Jak masz coś zrobić, to zrób to dobrze albo wcale,
poprzestanę na ten moment na zatrzymanych
w czasie, kolorowych obrazkach otaczającej rzeczywistości.



































Ugniatanie ciasta...eeee znaczy masaż.







Obserwatorium astrologiczne.












A oto jedno z Burning Gath.
Fotografowaie ceremonii kremacji jest ściśle zabronione,
więc nie spodziewajcie się więcej obrazków gorejących
ludzkich szczątków.



A obok ....pralnia.
























Dobranoc moi Mili.

1 komentarz: