niedziela, 26 kwietnia 2009

Boys don't cry...neither do bikers...

A teraz coś nie dla ludzi o słabych nerwach.... i nie dla moich rodziców.

W koncu, po niespełna dziewięciu latach kariery motocyklowej,
'dorobiłem' się blizny, bez której nikt nie może nazwać
się prawdziwym motocyklistą.



Nie jest to rzecz, którą chciałbyś zobaczyć na swojej nodze
podczas pobytu w Indiach ;) Ale w chwili obecnej, po konsultacji
z Sebastianem, ochotniczo pracującym w hospicjum, codziennie
opatrującym rany na widok których większość z nas
zwraca śniadanie, obiad i kolacje w jednym pakiecie, po wstępnej
diagnozie zakażenia (łydkę miałem wtedy 'trochę' większą
i 'trochę' bardziej czerwoną), podjąłem kuracje maścią antybiotykową
i w chwili obecnej, ten mały ubytek skóry jest na najlepszej drodze
do stania się rasową blizną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz